Zofia SOFIM Mikuła 












fot  fot. Arek Łuszczyk

   Recenzje moich książek



Rena
Marciniak-Kosmowska


KALEJDOSKOP LOSU

Próbuję nadrabiać zaległości. Przeglądam książki z wystającymi wąsami kolorowych fiszek, czytam notatki na włożonych do środka kartkach. Szeleszczą jak wyrzuty sumienia…

Wyciągam z poetyckiego kopczyka czekającego na powtórną lekturę zbiorek „Po trzykroć mgnienie” Zofii Sofim Mikuły i czytam motto tej publikacji:

Czas
przeszły i obecny czas

Oba są chyba obecne w czasie
przyszłym

A przyszły czas jest zawarty w czasie przeszłym.


Jeśli czas cały jest wiecznie obecny

To
cały czas jest nie do odkupienia.


Thomas Stearns Eliot

Czas – zmagają się z tym pojęciem filozofowie, uczeni z
różnych dziedzin i poeci. W tomiku Zofii
Sofim Mikuły przemyka się dyskretnie, zderza chwile, momenty od „ stanu
zagrażającego”, czyli czerwonego
autokaru w rowie do zatrzymania się
wskazówki na smakowaniu wspomnień domu dzieciństwa.

Ale przypomina też o sobie wprost w wierszu

Noc
bez prawdopodobieństwa dnia



Bo widzisz, przychodzi taki czas, nie twój, nie mój,

A jednak dotyka przeznaczeniem.



Boję się. Nie pojmuję czego – samej siebie,

Nawarstwienia myśli potęgujących natłok przeżyć.



Boję się każdej godziny.

Dnia, który nadejdzie i jego zdarzeń.



Przypadek mieszany nie tłumaczy niczego. Nie da się
uwolnić

Od winy niezawinionej wędrującej od skroni do skroni.

Od oka do oka, od ucha do ucha.



I w dół aż do trzewi. –

Przeszywającej.”



Przeznaczenie i przypadek
spotykają się na drodze losu.
Zmieniają kierunek życiowej podróży. „Przypadek mieszany nie tłumaczy niczego”
- konstatuje podmiot liryczny tożsamy z
autorką zbiorku. Budzi tylko pytanie – „dlaczego?”, ale także oswaja ze śmiercią,
bo „każdy musi przejść na tamtą stronę”.

Trzeba zaakceptować przemijanie, tak jak życie, ale
zachowując świadomość, że wszystko przeminie…Nie padają wielkie słowa przy tej
konkluzji. Sugestywne obrazy, doznania, refleksje przeplatają się w tych wierszach, jak w kalejdoskopie losu.
Czasem zamknięte dramatycznym obrazem,
czasem celną puentą jak w wierszu „Katastrofa lądowa (mówią, że życiowa)” –

„Dalsza droga już nigdy nie będzie taka sama -

Dziewczyna w jednej chwili stała się kobietą z wypadku”.

Wypadek zatrzymał
bohaterkę liryczną w drodze. Wyznaczył przymusowy postój z dala od domu i
bliskich. Sprawił, że zmierzyła się z
przeznaczeniem „Uwięziona między tą a tamtą stroną”.

Lektura tej publikacji przeniosła mnie na szpitalną salę, wróciły
wspomnienia, które znalazły się w moim
tomiku „Kamizelka ratunkowa” wydanym przed laty w Wydawnictwie Literackim.

Po chwili wygasiłam
napierające obrazy i zanurzyłam się w zaskakującej kronice niespodziewanego pobytu w
lecznicy w powiatowym mieście, gdzie trafiła autorka po wypadku drogowym.

W „Po trzykroć mgnienie” – jak można by się było
spodziewać – mimo pojawiającego się bólu – fizycznego i
psychicznego, lęku, cierpienia czy osamotnienia, choć towarzyszą one
bohaterce i jej współlokatorkom ze
szpitalnej sali, nie ma epatowania tymi
stanami. Są natomiast obrazy, relacje czy refleksje podane ściszonym głosem
narratorki, a jednak mocno odciskające się w wyobraźni czytającego.

Wiersze przeplatają się „minireportażami”. Konkretne, realne sytuacje, epizody, doznania i obserwacje poetka zderza z
migotającymi intensywnie poetyckimi
obrazami i konstatacjami. Z

autentycznych przeżyć, z
autentycznego zdarzenia (czytaj wypadku), z detali, okruchów tworzy sugestywne obrazy, buduje oszczędnymi słowami przedstawiony świat i wywodzi uniwersalne
refleksje jak w poniższym tekście:

* * *

Dziewiętnaście dni z basenem pod tyłkiem

Trzydzieści trzy noce na półsiedząco.



Gdy dusisz się, nie ma znaczenia,

Na którą przejdziesz stronę.



Dziewiętnaście dni w powiatowym
szpitalu – od katastrofy do opuszczenia go, ale jeszcze na noszach; trzydzieści
trzy noce w pozycji półsiedzącej, kiedy refleksje i pytania mnożą się , ale
pozwalają również zmierzyć się z
przeznaczeniem i doznaniami poza ciałem – „Lewituję, ani jestem, ani mnie nie
ma”. Świetlny tunel, o którym wspominają
ezoterycy i mistycy, a także
lekarze (m.in. amerykański chirurg w książce „Mapa nieba”). To są doświadczenia
i sytuacje graniczne, które zmieniają ogląd rzeczywistości i światopogląd,
to transcendentne doznania, które poetka
zamieniła w wiersze, bo „wszystko jest po coś”./ Wiersze to tylko jedna z linii
pęknięć. Pokłosie wszystkich rys/wiszących u powały zdarzeń, long, long w
pamięci.” ( z „Legat long fraz”)

Utwory poetyckie poprzetykane są ponumerowanymi prozatorskimi „sytuacjami”,
które – niczym stacje szpitalnej drogi krzyżowej - zatrzymują
na chwilę i konfrontują
cierpienie fizyczne i psychiczne pacjentów z rutyną, pośpiechem i obojętnością
personelu. Ale nie ma tu tylko czarno-białych relacji, o czym świadczy tekst
„Wstydu ubywa”. Pojawiają się też osoby
i gesty empatyczne.

Oszczędność słowa, trafne
metafory i porównania sprawiają, że utwory Zofii Sofim Mikuły brzmią przejmująco i prawdziwie,
a budząc pytania o nasz los, przeznaczenie, prowadzą do metafizycznych
rozważań i uniwersalnych refleksji.

TUNEL


…. Gdy świecił mi lampą nad głową…


Z Jego światłem kroczyłem w ciemności…


Księga Hioba 29:2-3

Przechodziłam przez ten tunel wiele razy,

Nie tylko w snach, które nieustannie powracały, jakby
chciały zapewnić o doczesności.



Był tam, gdzie się urodziłam i w mieście wypadku.

Na Stalowej, i na zakręcie, ciasny i duszny –

Jak kanały rodne matki.

Mieszała się w nim krew z ofiarowaniem.

Brnęłam wśród szaroczerwonej mazi. Wzywana-

Pełzałam ku światłu.



Poeta, tłumacz i krytyk literacki Marek Wawrzkiewicz w
posłowiu do tego zbiorku napisał: „ wypadek to życie, a wszelki wypadek to całe
życie. Całe życie jest wypadkiem albo sumą wypadków. Kilka lat temu Zofia Sofim
Mikuła uległa poważnemu, zagrażającemu życiu wypadkowi. Pisała o tym wiersze.(…)
Tomik jest przemyślaną, konsekwentną konstrukcją złożoną z wierszy i prozy.”

W zalewie
powszechnego pustosłowia i wierszy o niczym „ Po trzykroć mgnienie” iskrzy poezją, przykuwa do lektury treścią,
językiem, niebanalnym obrazowaniem, jak w poniższym utworze:

„Na
oddziale zabrakło OxyNormu







Nocą szpitalne ściany węszą. Złowrogie cienie pełzną
po sali,

zbliżają się… Są już przy tobie. Lancetowate ostrza krążą

po całym ciele, wdzierają się w płuca, szarpią oddech.



Noc ostrzy ciągnie się bez końca.

Kulisz się i ryglujesz w embrionalnej przestrzeni,

próbując zmiażdżyć ból, rodzisz wewnętrzny krzyk.

Omdlewasz…



Rano. KKCz i mała pastylka prostują cienie.”

(KKCz – koncentrat krwinek czerwonych)



Ta szpitalna kronika
dowodzi, że jednostkowe doświadczenie i sytuacje, które się zdarzyły, fakty i dane z raportów - z wypadku i lekarskiego, wplecione w obraz czy
pozornie beznamiętną relację , prowadzą do zaskakujących puent i uniwersalnych refleksji.

„Po trzykroć mgnienie” to trzecia poetycka książka Zofii Sofim Mikuły ( po „Nie goń mnie
Alafufu” i „Kuriozalnie z szypułkami”), to przejmujący zbiorek o ludzkim losie,
spotkaniu z nieznanym, cierpieniu, lęku i „pełzaniu ku światłu”.

To utwory, które
zmuszają, by się zatrzymać, zastanowić po co i dokąd pędzimy; pomyśleć o naszym losie,
przeznaczeniu i przemijaniu.



20 lutego 2024



Zofia Sofim Mikuła, Po trzykroć mgnienie, Wydawnictwo Adam
Marszałek, Toruń, s.52. 


„nie goń mnie Alafufu” Zofii Sofim Mikuły

REKONSTRUKCJA EMOCJI


Przyznajcie: Alafufu to ładne imię. Intrygujące. Zosia Mikuła powołała je do życia już sporo czasu wcześniej (chyba w „porozsypywanych” tekstach, które być może i tu się znalazły). A może jeszcze w latach dzieciństwa Alufufu zaistniał, co najbardziej prawdopodobne. Może plątał się gdzieś po podwórku i fikcyjnie nie trzeba było go wymyślać? Bo w jednym z wierszy Mikuła pisze:wychodziłyśmy na podwórko / w jednej bramie stał Alufufu. W wierszu sąsiednim: Alufufu skrył się w bramie / tamtego dnia stał obok słupa / kiedy Leonka leciała przez dwa piętra za matką.

Myślę sobie: wielu z nas w dzieciństwie widziało jakichś dziwaków, obdartusów, tajemniczych, milczących kloszardów. Potem oni mniej lub bardziej onirycznie tłuką się w naszych głowach.
Za murem mojego domu mieszkała Frau Lotta (opisałem to w tomiku Suche łany) – tajemnicza, samotna, wyobcowana Niemka, której dokuczaliśmy, ale która do dzisiaj śni mi się po nocach. A więc nosimy w sobie jakieś nie rozstrzygnięte zagadki, wloką się za nami jakieś cienie, które nas meczą latami. Zagadki, których nigdy nie rozwiążemy.
Tacy tajemniczy, oniryczni bohaterowie cudownie personalizują cykliczne wiersze. Przypomnijcie sobie chociażby Pana Cogito. Jednak Alufufu to nieco inna postać, mniej filozoficzna, za to ezoteryczna i raczej nieokreślona. A jednak goni Zosię po dzień dzisiejszy, co już wynika z tytułu, jaki nadała temu tomikowi.

Cały ten tomik tonie jakby w aurze pogoni za czasem utraconym. To bardzo piękne wiersze: wspominkowe, nostalgiczne, rekonstruujące aurę wielu gorących przeżyć.
Najmocniej chyba jednak rzuca się w oczy w tych wierszach nuta miłosna. Zosia to kotka rozgrzana (proszę powściągnąć domniemania: to tylko mój domysł). Nuta zawieszona w aurze subtelności i nostalgii.
Ale zacznijmy od reminiscencji dzieciństwa. Oto wiersz (już w fragmenciku zacytowany na początku tej recenzyjki) pt. kto skradł nam wózek dla lalek: u wandzi bajki błądziły po ścianie. / a Adamem bawiłyśmy się / całą armią. / krzyś włączał elektryczną kolejkę / pędziła wkoło i wkoło / dopóki wagonik nie wypadł z szyn. / krzysiek miał wszystkie zabawki / a ela pianino./ ela grała. / my wdrapywaliśmy się na pianino / z pianina na szafę / z szafy na piec. / a potem skakałyśmy / z pieca na szafę / z szafy na łóżko. // wracali rodzice. / Ela znowu grała. / wychodziłyśmy na podwórko / w bramie stał Alufufu.
Zauważcie: czysty realizm wspominkowy. Chyba zero „poetyckości”. Ale ona jest. Ją poczujemy, gdy sami przypomnimy sobie nasze błahe scenki z dzieciństwa. One, pozbierane jak ziarnko do ziarnka, budują jeszcze po latach mitologię naszego dzieciństwa. Już nie pamiętam, który harcownik wymyślił to cudne zdanko: Któż z nas nie był dzieckiem, chyba każdy! To „chyba” jest tu ważne, bo w dzieciństwie zaczyna kiełkować tezaurus naszej dorosłości. Freudowskie sub-ego gdzieś tam się w nas kołacze. A ta dziecięca nostalgiczność cudnie prowadzi w następny etap – etap dorastania. Jednak osobliwy i w dużej mierze kluczowy dla tego tomiku jest tytuł jednego z wierszy: dziewczyny z ósmej b wciąż wiszą na trzepaku. To „niewyrastanie” z dzieciństwa jest czułą tęsknotą, obsesją utraconego czasu, melancholią wieku dojrzałego.I ta nuta tworzy tu patchwork egzystencjalny i sentymentalny (dalece nie przesentymentalizowany), w którego imaginarium Mikuła teraz się odnajduje. O starszych panach mówi się chłopaki nie płaczą, Zosiazaś znalazła bardzo piękny i wyważony wyraz nostalgii.

No a teraz proszę się „nastroić miłośnie”. Oto wiersz pt. nie mam tytułu do tego wiersza: kiedy czytam twoje listy podpinam włosy. zawsze / wyjmowałeś z nich spinkę i patrzyłeś jak opadają na plecy. / kto dziś pisze listy? kto je związuje kokardami? // coraz większa odporność na alkohol nie pozwala zgubić / wszystkich rozwiązanych wstążek. mówiłeś że to nie miłość / że piszesz te sentymentalne bzdury by ćwiczyć by ćwiczyć biegłość wypowiedzi / a potem całowałeś kartkę i wkładałeś list do koperty. // czuję wilgoć twoich warg. brandy rozgrzewa. // kieliszek mieści się w dłoniach tak jak twoje jądra. / mężczyzna to prosty mechanizm. Znowu czytałam bukowskiego / ile jego kurew mógłbyś przysposobić tęskniąc za uczciwą kobietą // dlaczego wyjmujesz spinkę z moich włosów? Hm, ten wiersz szczególnie mnie poruszył i zaintrygował.Tkwi w nim jakieś opanowanie czułości, ale ona tu przecież jest bohaterką. Relacja obojga bohaterów tego wiersza jest nieprzerysowana, ale czujemy też, że istotna. „Zabawa włosami” mówi o wszystkim. Norwid w wierszu pt. Czułość napisał: …plecionka długa z włosów blond, / Na której wdowiec nosić zwykł / Zegarek srebrny… Za dalekich porównań z tych obu wierszy nie wyciągam, ale zwracam uwagę, jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.Norwid w wierszu pt. Czułość napisał: …plecionka długa z włosów blond, / Na której wdowiec nosić zwykł / Zegarek srebrny… Za dalekich porównań z tych obu wierszy nie wyciągam,ale zwracam uwagę, jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.Norwid w wierszu pt. Czułość napisał: …plecionka długa z włosów blond, / Na której wdowiec nosić zwykł / Zegarek srebrny… Za dalekich porównań z tych obu wierszy nie wyciągam, ale zwracam uwagę, jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.jak Zosia za pomocą drobnego szczególiku umie opowiedzieć relację dwojga ludzi – poruszającą.

Czytałem te wiersze lekko, ale i z trudem. Są komunikatywne, lecz trzeba się w nie wmyślać. Po drodze wpadamy w liryczne klimaty, ale też w różne ponurości, niesytości, niepewności. Coś się tam kłębi. Co? Ano próba odnalezienia czasu utraconego i poskładania oderwanych obrazów, wspomnień, wzruszeń, detali. Jak głosi tytuł książki, Alufufu Zofię Mikułę pogonił. I dobrze jej tak – tym tomikiem wypływa ona na szersze wody niż dotychczas.

Na koniec drobna ciekawostka pro domo sua. Znajduję tu wiersz pt. mandarynki to chiński talizman. Dobry, gęsty, a w nim taka fraza: …noc w hotelu felix jest z zasady łatwopalna / to o niej pisał niejaki l.ż… No i widzicie: w końcu dzięki Zosi trafiłem do literatury. A wy, jeśli uważnie wczytacie się ten tomik, podzielicie – mam nadzieję – moją o nim opinię.
                                                                                                                                                                                                                Leszek Żuliński

Zofia Sofim Mikuła: „nie goń mnie Alafufu”, Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2017, str. 50
http://www.mamiko.pl/recenzje.php#zimnocieplocieplocieplej

Zimno, ciepło, ciepło, cieplej

Zofii Mikule udało się ze smakiem i sprytem zmieścić w ramach pięćdziesięciu stron rozgrzaną poezję barową, kolaż uczuć, groźne przebłyski z dzieciństwa i tajemniczą postać/metaforę Alafufu, który podąża niczym cień za podmiotem lirycznym. Aby odpowiednio oddać proporcje tematyczne tomiku, musimy wprowadzić gradację, hierarchię motywów. Konikiem wydaje się być tutaj mimo wszystko „ćmi-baryzm”, rozciągnięty słodko-gorzki romans, emocje i uczucia wysokich temperatur, duch często przywoływanego w cytatach Bukowskiego. Poezja jest o uczuciach, tylko o uczuciach, zdaje się mówić Mikuła, podając czytelnikowi kolejne sceny, przypominające amerykański romans lub musical z lat 50. Powolne przejście z czerni i bieli na kolor, uliczki oblane światłem neonów, mężczyzna w płaszczu, kobieta w czerwonej sukience. Papierosy, popielniczka, kieliszki, pończochy,świt za firankami, jazz, miasto i miłość. Tematycznie tomik Mikuły bywa komedio-dramatem romantycznym, jednak przez nietuzinkowość języka, odejście od językowych zastanych formuł mówienia o uczuciach, pojawia się głębsza, ciekawsza, wielopłaszczyznowa, bardziej migotliwa rzeczywistość. Nie amerykańskie komedyjki romantyczne nastawione na zysk, a raczej Antonioni czy Bergman i odkrywanie tego, co nienazywalne.

We fragmentach spod znaku „baru i bruku” Mikuła stara się przyłapać życie na gorącym uczynku, kiedy ważne jest tylko czyste doświadczenie sprzed momentu wytwarzania się opowieści, oblekania ich w znaczenia. Autorka opowiada językiem o chwilach sprzed obróbki językowej, gdy do głosu dochodzą wszystkie pozajęzykowe elementy ciała i percepcji, a język jest jeszcze uśpiony w swojej skorupie, nie wystawia głowy zza rogu.

Interesujący jest kobiecy podmiot liryczny w „Alafufu”, który z rozkoszą celebruje swoją kobiecość. Prawdziwa ćma barowa, ale nie spod znaku femme fatale, raczej kobiety, która poddaje się męskiemu pierwiastkowi, męskiej sile. Bohaterka czerpie przyjemność z powolnego zatapiania się, bycia uwodzoną i nie chce w żaden sposób dekonstruować klasycznych zasad uczuciowej gry. Być kobietą, a przy okazji bez stresu wkraczać w rzeczywistość społecznych wyobrażeń o kobiecości. Z radością korzystać z całego dopisanego sztafażu, być kobietą razy dwa, czy może nawet razy trzy, „jestem kobietą och jak bardzo nią jestem”, pisze w jednym z wersów autorka.

Gdy kończą się fragmenty o zapomnianych kochankach w zapomnianych pokojach, relacjonowane przez wyjątkowo kochliwy podmiot liryczny, na kartach tomiku zjawia się dzieciństwo. Wcale nie słoneczne i sielankowe. Jest to dzieciństwo naznaczone traumą i poczuciem bycia zagrożonym. Nad dzieciństwem wisi klątwa tajemniczego Alafufu. Czym lub kim może on być? W każdym mieście i miasteczku był stary człowiek, który chodził w płaszczach, miał koty lub psy albo karmił ptaki. Dzieci bardzo się go bały, mimo że nie był złym człowiekiem. Choć może Alafufu to nie człowiek, a model idealnej postaci, którą możemy spotkać u różnych ludzi tylko fragmentarycznie. Forma poetyckiego zbawienia, doskonały niewyrażalny moment, wyjście z ciała, czyhające (nie)cielesne niebezpieczeństwo. Może to pewnego rodzaju głód wielkości, który nigdy nie może zostać zaspokojony.Albo wzór, który nosimy w sobie i chcemy w komunikatywny sposób przekazać go słowem, obrazem czy dźwiękiem. Możliwe także, że to coś, co nie daje nam spokoju, pewne niewyrażalne natchnienie, które powoli się zbiera, nabiera masy i objętości niczym puszczona kiedyś w ruch kulka śnieżna. Często jednak Alafufu kojarzy się czymś materialnym, wskrzeszoną energią, duchem, który towarzyszy nam bez słowa. Złem, które wystawia łapę na dzieciństwo, pewnie wcale nie chcąc źle. Dziecinny ogląd mnoży cienie i dziwne bierze za straszne, niezrozumiałe za śmiertelne. Niezależnie jak zinterpretujemy mnogą alafufowską metaforę, autorce udało się sprytnie wpleść ją w skórę tomiku, uzyskując tym samym spójność i rozszerzając możliwości znaczeniowe książki.Możliwe także, że to coś, co nie daje nam spokoju, pewne niewyrażalne natchnienie, które powoli się zbiera, nabiera masy i objętości niczym puszczona kiedyś w ruch kulka śnieżna. Często jednak Alafufu kojarzy się czymś materialnym, wskrzeszoną energią, duchem, który towarzyszy nam bez słowa. Złem, które wystawia łapę na dzieciństwo, pewnie wcale nie chcąc źle. Dziecinny ogląd mnoży cienie i dziwne bierze za straszne, niezrozumiałe za śmiertelne. Niezależnie jak zinterpretujemy mnogą alafufowską metaforę, autorce udało się sprytnie wpleść ją w skórę tomiku, uzyskując tym samym spójność i rozszerzając możliwości znaczeniowe książki.Możliwe także, że to coś, co nie daje nam spokoju, pewne niewyrażalne natchnienie, które powoli się zbiera, nabiera masy i objętości niczym puszczona kiedyś w ruch kulka śnieżna. Często jednak Alafufu kojarzy się czymś materialnym, wskrzeszoną energią, duchem, który towarzyszy nam bez słowa. Złem, które wystawia łapę na dzieciństwo, pewnie wcale nie chcąc źle. Dziecinny ogląd mnoży cienie i dziwne bierze za straszne, niezrozumiałe za śmiertelne. Niezależnie jak zinterpretujemy mnogą alafufowską metaforę, autorce udało się sprytnie wpleść ją w skórę tomiku, uzyskując tym samym spójność i rozszerzając możliwości znaczeniowe książki.wskrzeszoną energią, duchem, który towarzyszy nam bez słowa. Złem, które wystawia łapę na dzieciństwo, pewnie wcale nie chcąc źle. Dziecinny ogląd mnoży cienie i dziwne bierze za straszne, niezrozumiałe za śmiertelne. Niezależnie jak zinterpretujemy mnogą alafufowską metaforę, autorce udało się sprytnie wpleść ją w skórę tomiku, uzyskując tym samym spójność i rozszerzając możliwości znaczeniowe książki.wskrzeszoną energią, duchem, który towarzyszy nam bez słowa. Złem, które wystawia łapę na dzieciństwo, pewnie wcale nie chcąc źle. Dziecinny ogląd mnoży cienie i dziwne bierze za straszne, niezrozumiałe za śmiertelne. Niezależnie jak zinterpretujemy mnogą alafufowską metaforę, autorce udało się sprytnie wpleść ją w skórę tomiku, uzyskując tym samym spójność i rozszerzając możliwości znaczeniowe książki.

Tomik kończy się opowieściami o dogasaniu postaci, powolnym odchodzeniu. Po żarze zostają wspomnienia i kupka popiołu. Przy końcu zawsze wspomina się o początku. Do pewnego momentu w życiu kumuluje się zdarzenia i odczucia, potem się już tylko wspomina. Tak też kończy się ten nieduży tomiczek, głębokim westchnieniem nad zasadami egzystencji i przemijaniem.

Zofia Mikuła trzyma liryzm na wodzy. Wie, kiedy podać w koszyku czysty obraz, kiedy posłodzić, kiedy poszarpać końcówki, a kiedy zalać je złotem. Język jest niezwykle wyważony, klarowny, naturalny, nieposzukujący awangardowych, często nietrafionych, rozwiązań. „Nie goń mnie Alafufu” to tomik bardzo zgrabny, bardzo jędrny. Prawdopodobnie długo wygrzewany, głaskany, przycinany, formowany. Dużą sztuką byłoby znalezienie niepotrzebnych wersów, nitek, które wystają z materiału. Zaskakują: swojskość, ponadczasowość, uniwersalność i przetłumaczalność „Alafufu”. Tak prawdopodobnie powinna wyglądać poezja, która ma ochotę nawiązać prawdziwy kontakt z drugim człowiekiem.
                                                                                                                                                                                        Andrzej Konik
Zofia Mikuła. Nie goń mnie Alafufu. Nowa Ruda : Wydawnictwo MaMiKo, 2017 

Życie jest interesujące i zabawne pod warunkiem, że nie próbuje się być szczęśliwym*

Tom wierszy Zofii Sofim Mikuły „Nie goń mnie Alafufu” zabrałem w podróż pociągiem. Cztery godziny w każdą stronę. Podróż zawsze nastraja szczególnie: za oknami zmienia się krajobraz i pogoda, w przedziale przygodni towarzysze drogi coś robią, o czymś mówią, czytają, pracują na laptopach. Nic nas nie łączy, ale wszystko pobudza do myślenia, wywołuje jakieś skojarzenia, uruchamia wyobraźnię. Podobnie krajobraz za oknem. To wyjątkowe warunki by smakować poezję, która pada na szczególnie nastrojoną wyobraźnię, w świat skojarzeń, uczuć… Niewielki tomik można przeczytać kilka razy, wracać do wierszy, kojarzyć je lub przeciwstawiać, słuchać, niekiedy z zadziwieniem, jak odpowiada na nie własny umysł.

Złota myśl Kołakowskiego życie jest interesujące i zabawne pod warunkiem, że nie próbuje się być szczęśliwym, patronująca wierszowi „niedaleko bajek filozofów” powinna być mottem całego tomu. Bo chyba go jakoś domyka i streszcza. Pełno tam, jak w życiu, postaci, które szczęście próbują uszyć sobie z byle jakiego materiału, jak kostium w prowincjonalnym teatrze, intuicyjnie i podświadomie czując, że to kiepski substytut niedosięgnionego oryginału. Potem na scenie życia potykają się o jego poły. Płaszcz rozdziera się, spada i patrzą nadzy na zmiętą szmatę. Za oknami zmienia się krajobraz. Zmięte resztki płaszcza odpłynęły w przeszłość wrażeń. Bajki filozofów. Filozofia. Φιλεω σοφια. I przydomek Poetki: Sofim. Sapienti satis.
Erotyki Sofim. Lewitują, zawieszone ponad czasem, jak jej most Poniatowskiego nad Wisłą. Ale też nieco inaczej: Nie spinają brzegów, jak most, ale wiszą niejako wzdłuż nurtu, w ich własnym, piątym wymiarze (zwykle mamy cztery: trzy przestrzenne i jeden czasowy). Jednym oglądem ogarniają to, co rzeka myśli, że jest czasem. A dla nich to jedna chwila. Też tak czasem patrzę na przeszłość. Zwija się do jednego, bezczasowego punktu. Trwa? Może jakoś... Na pewno... Dzięki temu zabiegowi. Kto zna matematykę, ten zrozumie. Człowiek szuka szczęścia… A to rolą szczęścia jest szukać człowieka. Czasem się spotykają. Starszy człowiek, zbliżający się do mety, powie niekiedy: miałem szczęśliwe życie. I jedną myślą ogarnie -dziesiąt lat swojej historii. Patrzę na swoje 63 lata. Szczęśliwe. Bardzo. Choć nie wolne od trudnych doświadczeń.Bywają zdarzenia bez przyczyny. Ale nigdy bez sensu. Tak uczył nieodżałowany Tischner. Potwierdzam. Może to doświadczenie Wielkiego Sensu Wszystkiego, może ono właśnie nazywa się szczęściem?
„Szczęście szuka człowieka” to skrót myślowy. Otóż jestem przekonany, że przeznaczeniem człowieka jest szczęście (choć różnie rozumiane w różnych światopoglądach, religiach, kulturach). Człowiek nie jest w stanie stworzyć sobie szczęścia, ot choćby dlatego, że nie panuje nad wszystkimi jego elementami, np. nad myślami, pragnieniami, uczuciami drugiej osoby; nad swoim losem wreszcie. Więc w tym moim skrócie myślowym szczęście, które jest naszym przeznaczeniem, nas szuka. Poza tym, jeśli odwołać się do myśli chrześcijańskiej, zwłaszcza w jej protestanckiej, surowej, „wydestylowanej” czystości, to Bóg i tylko On jest zarówno szczęściem, jak jego dawcą, jak i tym, który każdego poszukuje (przypowieść o zgubionej owcy, o drachmie, scena z prostytutką, scena w domu celnika, Zacheusz, i wiele, wiele innych miejsc). Psujemy często ten przekaz,włączając doktrynę o „zarabianiu sobie” na niebo, która jest całkowicie fałszywa, niebiblijna i pachnie intencjami kontrreformacyjnymi. Stąd też (acz nie wyłącznie, oczywiście) bierze się nasze (przynajmniej nasze, POLSKIE) wyobrażenie o szczęściu, które jakoby można osiągnąć wyłącznie własnymi siłami.
Za oknami pendolino znów zmienia się sceneria. Zachód Słońca. Jasna tarcza wisi niziutko nad horyzontem. Przywołuje myśli o czasie. O czasie w poezji, o czasie w fizyce, o poczuciu czasu w cyklicznych zjawiskach przyrody i ludzkich losów. W rękach mam „Alafufu”. A pamięć ożywia się nagle cudowną pieśnią ze Skrzypka na dachu Sunrise, sunset… Rytm pór dnia, roku (jest i Vivaldi w tym tomie, ale nie o tym jest ten list). Za pół roku znów dokładnie o tej porze i dokładnie w tym miejscu zajdzie Słońce. A w uszach Sunrise, sunset… Za parę-paręnaście lat nasze/moje życie będzie już żyło wyłącznie w życiu naszych/moich dzieci. I tak dalej, i tak dalej… Życie będzie trwać do końca świata, przechodząc z jednego osobnika na drugiego. Życie jak szczęście, jest ponad nami. My jesteśmy tylko jego czasowym mieszkaniem. I moje dzieci, i ich dzieci i wnuki będą,jak ja, kochać, cieszyć się, płakać. Znów w n-tym pokoleniu czyjeś 24 guziczki wyślizną się z pętelek… Znów ktoś komuś będzie rozpuszczał włosy… Poezja Zofii Mikuły jest zawieszona ponad czasem, lewituje wzdłuż nurtu rzeki czasu, ogarniając jednym spojrzeniem przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Żyje w piątym wymiarze ponad czteroprzestrzenią. Tworzenie tego rodzaju liryki wymaga nie tylko talentu, ale też specyficznej wrażliwości i swoistej pokory, jaką spotykam prawie wyłącznie wśród aktywnych naukowców.Żyje w piątym wymiarze ponad czteroprzestrzenią. Tworzenie tego rodzaju liryki wymaga nie tylko talentu, ale też specyficznej wrażliwości i swoistej pokory, jaką spotykam prawie wyłącznie wśród aktywnych naukowców.Żyje w piątym wymiarze ponad czteroprzestrzenią. Tworzenie tego rodzaju liryki wymaga nie tylko talentu,ale też specyficznej wrażliwości i swoistej pokory, jaką spotykam prawie wyłącznie wśród aktywnych naukowców.
Więc kiedy jest szczęście? Kiedy siedzisz w fotelu i śpiewasz:
Sunrise, sunset
Swiftly fly the years
One season following another
Laden with happiness and tears
What words of wisdom can I give them?
How can I help to ease their way?
Now they must learn from one another
Day by day.
Wschód słońca, zachód słońca
Wschód słońca, zachód słońca
Dni prędko płyną
Pora roku przechodzi w kolejną
Pełną szczęścia i łez
Cóż mądrego mogę im powiedzieć?
Jak mogę ułatwić im drogę?
Teraz muszą uczyć się od siebie
Dzień po dniu


Wtedy jest szczęście. W tej pieśni, w tym przekazywaniu życia i szczęścia:
How can I help to ease their way?
Now they must learn from one another
Day by day.
W tym Now they must siedzi całe to misterium sztafety życia, szczęścia, miłości, łez… Wszystkiego. Wielki Sens Wszystkiego, o jakim mawiał niezapomniany ks. prof. Józef Tischner.
Jeśli takie właśnie skojarzenie powstało u mnie, gdy przenosiłem wzrok znad wierszy w przestrzeń za oknem pędzącego pociągu, i znów na tomik „Alafufu”, to może właśnie o tym jest poezja Sofim? Nie pytam, sztuka ma żyć w duszy odbiorcy jej własnym życiem.

Mam też inne skojarzenie związane z czasem w poezji Sofim. To jakby czas dwóch nurtów, dwóch wymiarów. W jednym zamrożone i jakoś trwające chwile, czasem dłuższe okresy, uniesień, szczęścia; w drugim wartki nurt życia. W jednym trwają: dotyk, pieszczota, pocałunki, bliskość bez ograniczenia, choć może już niekiedy trochę symboliczna (szklanka w dłoni, która niedawno tak samo ujmowała mężczyznę). W drugim mężczyzna, ten „prosty mechanizm”, niesiony wartkim nurtem czasu, rozchyla już inne, młodsze uda („zdarzyłam się tobie”). Kobieta z jej poezji przyjmuje to, jak prawa przyrody. Że „prosty mechanizm” działa, jak działa i że w kobiecie wciąż trwają minione chwile i może nawet te chwile jeszcze żyją, może nawet pod bluzką… Zadziwiająca jest ta pogoda kobiety z wierszy Sofim, ta zgoda na to, że wystarczą owe zatrzymane w kadrze pamięci chwile.Nawet może z lekką domieszką poczucia wyższości (będzie pieścił młodszą, ale to jędrność mojego ciała poczuje, nie jej). Nie wiem, czy mężczyzna, to zawsze taki prosty mechanizm. W mężczyznach też długo żyją niezwykłe chwile, niekiedy przez kilkadziesiąt lat. Mężczyźni też czasem wyobrażają sobie, co by zrobili w powtórce swojego życia. Mężczyzna w poezji Sofim jest jednak dość prymitywny. Nie palę, rzadko piję piwo, a nie przyszła by mi do głowy kropelka piwa na dnie szklanki zaraz „po”. To zwierzęce jakieś. Ale, hola hola… Znałem „zwierzęcą” kobietę, żonę znajomego, Nie potrafiła ani trochę zapanować ani nad pożądaniem, ani nad chorobą alkoholową.W mężczyznach też długo żyją niezwykłe chwile, niekiedy przez kilkadziesiąt lat. Mężczyźni też czasem wyobrażają sobie, co by zrobili w powtórce swojego życia.Mężczyzna w poezji Sofim jest jednak dość prymitywny. Nie palę, rzadko piję piwo, a nie przyszła by mi do głowy kropelka piwa na dnie szklanki zaraz „po”. To zwierzęce jakieś. Ale, hola hola… Znałem „zwierzęcą” kobietę, żonę znajomego, Nie potrafiła ani trochę zapanować ani nad pożądaniem, ani nad chorobą alkoholową.W mężczyznach też długo żyją niezwykłe chwile, niekiedy przez kilkadziesiąt lat. Mężczyźni też czasem wyobrażają sobie, co by zrobili w powtórce swojego życia. Mężczyzna w poezji Sofim jest jednak dość prymitywny. Nie palę, rzadko piję piwo, a nie przyszła by mi do głowy kropelka piwa na dnie szklanki zaraz „po”. To zwierzęce jakieś. Ale, hola hola… Znałem „zwierzęcą” kobietę, żonę znajomego, Nie potrafiła ani trochę zapanować ani nad pożądaniem, ani nad chorobą alkoholową.Nie potrafiła ani trochę zapanować ani nad pożądaniem,ani nad chorobą alkoholową.Nie potrafiła ani trochę zapanować ani nad pożądaniem, ani nad chorobą alkoholową.
Autorka nosi bagaż ludzkich losów. Trudnych, poplątanych jak konary jej drzew, tragicznych. Dla mnie to niekiedy opowieść z innego świata. Nie zetknąłem się z tym w moim własnym życiu. Nie mam takiego doświadczenia. Słyszałem, czytałem… I co z tego? Nie wyobrażam sobie. Nie mogę się wstawić w położenie kogoś, kto potrafi uderzyć kobietę; współczuję, ale nie potrafię „współodczuwać” z bitą kobietą, bo to dla mnie egzotyka. Jest w wierszu Zofii Mikuły „porządna kobieta”. Takiej nic trudnego i powikłanego się nie zdarza. Porządnym kobietom się nie zdarza. Porządne kobiety nie mówią brzydkich słów, nie mówią o swoim ciele, ani o seksie, ani w ogóle o „takich” sprawach. Nie ubierają się swobodnie, nie pokazują, że są dumne ze swojej kobiecości. Porządna kobieta nie pomoże w ucieczce bitej kobiecie z dziećmi,bo porządnej kobiecie coś takiego się nie zdarza. Porządne kobiety nie wpadają w takie sytuacje. A jeśli jakaś wpadła, to widać, może nie taka porządna.
Miałbym ochotę popolemizować nieco z Leszkiem Żulińskim, który w swojej recenzji …Alafufu „Rekonstrukcja emocji” zamieszczonej 4 lipca 2017 na stronie pomorskiego magazynu literacko-artystycznego „Latarnia Morska”, tak ładnie napisał o poezji Sofim jako retrospektywnej. Tymczasem to odniesienie do czasów dzieciństwa w poezji Mikuły, to jest coś dużo, dużo głębszego. To takie nałożenie wspomnień, szczypty sentymentu, na własne doświadczenie życiowe i swoiste ich przetworzenie, „przepracowanie”, jak się mówi w żargonie psychologii. Wydaje mi się, że chyba dobrze to rozumiem. To jakbyśmy do starych (w sensie lat, dobrze znanych, ale niezużytych) naczyń wlewali inny, szlachetniejszy, dojrzały napój. To jakbyśmy zawijali do portu o dobrze znanych liniach nabrzeży, ale już innym statkiem – wciąż jednak do tego samego portu.Bo port macierzysty jest jeden.Pod warunkiem, że istnieje, że nie zniósł go sztorm ani inny kataklizm. Bo i czasy dziecięce nie zawsze są „czyste i święte jak pierwsze kochanie” (nie ma dokąd uciec biedne siedem lat z wiersza „bajki”. Buduje dziewczynka z pudełek swoje kolejne …80-90(?) lat. „z Alafufu znamy się od dziecka” – niesamowity obraz. Patrzy Poetka na ten świat z pudełek oczami dojrzałymi… Nie wie dziewczynka, ile razy jeszcze w swoim życiu będzie taki świat z pudełek budować. Jak w myśli o szczęściu Kołakowskiego… Powtórzę: niesamowity obraz.„z Alafufu znamy się od dziecka” – niesamowity obraz. Patrzy Poetka na ten świat z pudełek oczami dojrzałymi… Nie wie dziewczynka, ile razy jeszcze w swoim życiu będzie taki świat z pudełek budować. Jak w myśli o szczęściu Kołakowskiego… Powtórzę: niesamowity obraz.„z Alafufu znamy się od dziecka” – niesamowity obraz.Patrzy Poetka na ten świat z pudełek oczami dojrzałymi… Nie wie dziewczynka, ile razy jeszcze w swoim życiu będzie taki świat z pudełek budować. Jak w myśli o szczęściu Kołakowskiego… Powtórzę: niesamowity obraz.
Zofia Sofim Mikuła swoją poezją wkręciła mnie w myślenie o sztafecie życia, szczęścia, uniesień, cierpienia, szczytów i dolin… A czy to źle, gdy człowiek czasem pozwoli sobie na chwile transcendencji (w znaczeniu pierwotnym: trans cendere), kiedy sobie pomyśli o szczęściu? A czy to źle, gdy pozwoli sobie na chwile wzruszenia i nie wstydzi się tego? Nawet wtedy, kiedy ten człowiek nie jest poetą, tylko zwyczajnym fizykiem? Nihil humanum a me alienum esse puto.
                                                                                                                                                                                                                                       
                                                                                                                                                                                                                                        Piotr Laser

* Leszek Kołakowski

Zofia Sofim Mikuła: „nie goń mnie Alafufu”, Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2017, str. 50
                                                                                                                                                                                                                                       

https://sztukater.pl/ksiazki/item/23313-nie-gon-mnie-alafufu.html

Rzadko sięgam po zbiory wierszy, lubując się raczej w prozatorskich formach utworów, w dodatku tych dłuższych. Jeszcze do niedawna moja przygoda z poezją kończyła się na etapie studiów i czytania ukochanych: Różewicza i Herberta. Pomna jednak na swoje postanowienie sprzed roku z kawałkiem, raz na jakiś czas sięgam po coś innego niż powieści, którymi zapełnione są półki w moim domu. Postanowiłam nie zamykać się na żadne rodzaje i gatunki literackie i jak dotąd uparcie omijam tylko fantastykę. Książka Zofii Sofim-Mikuły trafiła do mnie, bo... sądziłam, że mam do czynienia z utworami dla dzieci! Sugerował mi to zarówno tytuł, jak i kolorowa, bajkowa wręcz okładka. Ba, nawet dedykacja na pierwszej stronie złożona została synom autorki. Możecie zatem wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy zaczęłam lekturę wierszy dla dorosłych, czasem nawet z mocnym wydźwiękiem erotycznym. Nie przejęłam się tym jednak zbytnio, w końcu dawno nie trzymałam w rękach niczego podobnego. A nuż mi się spodoba.

Czy spodobało? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo też trudno o recenzję wierszy. Teoretycznie każda recenzja nosi w sobie znamiona subiektywizmu, jednak moim zdaniem z prozą jest łatwiej - można ocenić sposób narracji, atrakcyjność fabuły, kreacje bohaterów i wiele innych rzeczy. Co ocenić w poezji? W tej przeznaczonej dla dzieci byłoby prościej. Nie będzie więc łatwo, ale spróbuję.
Zacznę od tego, że autorka dobrze radzi sobie ze słowem pisanym, łącząc wyrazy w taki sposób, że powstają zgrabne i naprawdę piękne frazy, nie trącące jednak zbyt mocno patosem, a to nie lada sztuka. Przykład? Żaden z filozofów nie powie ci, jak bardzo nie lubię być niczyja. Ładne, prawda?

Przytoczony przykład oddaje w sumie istotę większości wierszy, w których jest mowa właśnie o samotności kogoś, kto kiedyś kochał. Z wzajemnością zresztą, przynajmniej pozorną. Byli kochankowie utracili swoją relację, nie wiemy jednak czy wskutek obopólnej decyzji, czy też jedno z nich zostało porzucone. Być może ich życiowe ścieżki po prostu się rozminęły. To akurat strzał w dziesiątkę, bo motyw tęsknoty i wspominania utraconej miłości zawsze jest na czasie.

Jak to wszystko ma się do Alafufu? Cóż, postać ta przewija się w kilku wierszach, jednak dla mnie nie jest do końca jasne, kim lub czym ona jest. Co o nim wiemy? Że chowa się w bramie, że boją się go wszystkie dzieci i że miał coś wspólnego z tragedią, która wydarzyła się w jednym z domów. Na pewno nie jawi nam się jako przyjaciel lub chociaż ktoś neutralny. Sam tytuł sugeruje zresztą, że jest to ktoś lub coś niechcianego, od czego trudno się uwolnić, co wciąż podąża za podmiotem lirycznym mimo jego sprzeciwu. Być może jest on związany z jakimś traumatycznym przeżyciem, z czymś, czego nie sposób wyrzucić z pamięci. To jednak moja swobodna, luźna interpretacja, jak to już bywa w przypadku wierszy, kiedy nigdy tak naprawdę do końca nie wiadomo, co autor miał na myśli.

Czy zatem podobał mi się czas spędzony z "Nie goń mnie Alafufu"? I tak, i nie. A raczej - jedne utwory owszem, wywarły na mnie przyjemne wrażenie, inne wręcz przeciwnie, po prostu moje oczy pobieżnie sie po nich prześlizgnęły, nie wyłapując nic wartego uwagi.

                                                                                                                                                                                                                        Aneta Grabowska
Nie goń mnie Alafufu

Wiersze Zofii Sofim Mikuły ulokowane są między dziewczęcością (nie tylko dlatego, że wiele z nich wywodzi się z tego czasu), a kobiecą dojrzałością. Zdaje się nimi mówić: to, co mnie angażuje lirycznie dziś, jest rodem z okresu, kiedy byłam dziewczynką, ale patrzę na to
z perspektywy kobiety. Oglądam i rozważam swoje wczorajsze i dzisiejsze przeżycia przez pryzmat doświadczenia. Ale nie pozbyłam się – na przekór wszystkiemu – tamtego spojrzenia na świat, na ludzi, na siebie. I stąd pochodzi wcale niesprzeczna dwoistość. Dyktuje mi ona wiersze obrazujące radość i nadzieję. Wiem jednak, że przeżycie wczoraj i dziś ważne, może być rozczarowujące. To właśnie buduje coś, co nazywamy życiowym doświadczeniem.
Jeśli chcecie się dowiedzieć ile dziewczyny jest w kobiecie, przeczytajcie te wiersze.
                                                                                                                                                                                                      Marek Wawrzkiewicz
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

„Nie goń mnie Alafufu” to tomik w znacznym stopniu prywatny, można rzec „szeptany”. W dobie wszechobecnego krzyku, nadmiaru świateł i kolorów warto zatrzymać się na chwilę
i posłuchać o czym szepcze do nas Zofia Sofim Mikuła. Spojrzeć razem z nią na mijane ulice, zdarzenia, twarze. Autorka dobrze wie, że ludzie odchodzą, że trzeba zatrzymać ich w słowach. Słowa ocalają nie tylko pamięć, ale też wyzwalają z dawnych lęków. Wejdźmy więc w ten świat – przecież każdy ma swojego Alafufu.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Dorota Ryst

Nie goń mnie Alafufu

Nie goń mnie Alafufu to kolejny jeszcze ciepły, w twardej okładce, 50 stronicowy tomik poezji Zofii Sofim Mikuły, poświęcony synom, Wyd. mamiko, Nowa Ruda 2017. Znajdziemy w nim wiele utworów dedykowanych poszczególnym osobom: bliskim, przyjaciołom, także tym, którzy odeszli, natkniemy się na ciekawe ekfrazy inspirowane obrazami. Zadziwią nas wiersze kobiece, pełne obycia towarzyskiego, z uwikłaniami damsko-męskimi, filuternością i zabawną kokieterią. Damy się włączyć w gonitwę za prawdziwą miłością.
Idąc tropem enigmatycznego tytułu, zajrzyjmy do środka, gdzie Autorka zmierzy się z tytułowym wierszem (przypominającym tryptyk). Tym razem pojawi się w tytule zamiast nie goń mnie, nie goń nas Alafufu, co naprowadza nie tylko na osobiste, ale i zbiorowe doświadczenia piszącej. Alafufu zaznacza swój ślad w kilku wierszach, wciąż powraca jak zmora, bądź wcielenie diabła. Można domniemywać, iż Autorka ostatecznie chce się rozprawić z przeszłością, demonami, lękami, do końca nie nazwanymi, które rzutują na jej jakość życia. Potwierdzą to wersy: jeśli zamknę za sobą wczoraj/dziś wstanie mniej rozdarte. Bowiem, wyłaniają się z przeszłości cienie narzucanych ról, łącznie z degradacją emocjonalną, co uwidoczniają niektóre wiersze. Taki stan rzeczy wprowadza dysonans, potęgując w wierszach, a może i w życiu Autorki rangę fizycznej atrakcyjności.
Niestety, zabawa w kotka i myszkę nie może trwać wiecznie. Poetka świadoma potrzeby zmian, na pewno sięgnie po nowe priorytety odkrywając siebie dotąd nie znaną. W tym momencie chciałoby się przywołać spojrzenie naukowe dr Ewy Danuty Białek (między innymi trenera psychosyntezy), gdzie kładzie się nacisk na potrzebę łączenia w rozwoju własnym fizyczności z duchowością, zachowania pomiędzy nimi właściwych proporcji. Bo życie nie jest jedynie powierzchowne, lecz toczy się na wielu poziomach, które mają głęboki sens. Deficyt tak jednego jak i drugiego czynnika w samorealizacji rodzi wewnętrzne frustracje; to tak, jak podczas ruchu musimy sprzęgnąć obydwie nogi, gdyż jedną nie zajdziemy daleko, czyli nie posmakujemy pełni życia, ani ono nie posmakuje nas. Trzeba więc dążyć do złotego środka, który oznacza szczęście – wewnętrzną harmonię – dobrostan.
Zapraszam do interesującej lektury, godnej wysokiej półki.
                                                                                                                                                                                                                                Maria Bednarek ________________________________________________________________
Zofia Mikuła, Nie goń mnie Alafufu, Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2017


Kuriozalnie z szypułkam

Napój miłosny i mówienie szeptem


W tej interesującej i wartościowej książce poetyckiej na zasadzie prawomocnej istnieją dwie poetyki. Pierwsza, to są  wiersze białe, oszczędne w doborze słów, pełne nieoczekiwanych spięć dramatycznych, „w biegu naszej mowy” nagle zatrzymanych myśli, przez niedopowiedzenie ledwo dotkniętych tajemnic, dalekich skojarzeń, czy wreszcie bardzo świeżych poetyckich obrazów. Druga, to wiersze w tradycyjnym zapisie, często sylabotoniczne z rymami i asonansami. Jest w nich wyraźny Tuwimowski rodowód. Należy jednak, i to na korzyść poetki zaznaczyć, żete utwory mimo tradycyjnej konwencji są jakby obrane z banałów i odnowione.


Ten pierwszy nurt w poezji Zofii Mikuły wydaje się być – najcenniejszy. Wtych, często krótkich wierszach każde słowo waży, nawet odstępy miedzy wersami podpowiadają nam jakiś ukryty sens. Jest w nich jeszcze delikatność wyrazu świadcząca o tym, ile można powiedzieć szeptem, na dotykającym milczenia – wyciszeniu. Bardzo ważne w tej poezji są przedmioty. I tak niezwykle trafne,celne skojarzenia są wyrażane poprzez konkrety, nawet „oderwane myśli, pojęcia”są osadzone w rzeczywistości. Przytoczę tu świetny wers z jednego z wierszy:„Obcas złamany, a noc nadal tańczy”.


Te krótkie wiersze napisane są często w sposób mistrzowski, zacytuję tuwiersz    „Karier”. To przecież krystaliczny liryk:


boisz się siebie 

jak tamtej nocy 

 

gnały konie przez dolinę 

galopem po wzniesieniach 

by w ciszy 

przy wodopoju 

pić i pić 

 

boisz się  

tego pragnienia 

 

Ta poezja jest niezwykle uwrażliwiona na ludzki ból i cierpienie. Szczególnie na niesprawiedliwość, która dotyka istot najbardziej bezbronnych, jakimi są dzieci. Tu przejmującywiersz  „Bezradność”, z tym niezwykłym fragmentem:

 

obcina krótko włosy 

by nie wołały przytul 

 

 

 

 

Także na przykład w wierszu „Marzec 2000” dochodzi do głosu czułość empatia. Jakteż, ten „ludzki odruch” w ciekawym wierszu „Drżąco”. Oto fragment:

 

dłoń dotknęła twarzy 

- nieco zamyślona 

 

W tej książce poetyckiej prawie każdy wiersz jest poszukiwaniem drugiego człowieka, wyrazem tęsknoty za jego obecnością. Zofia Mikuła wie, że pośród najważniejszych wartości naszego życia najwyżej należy nam postawić – miłość.

                                                                                                                                                                                                             Zbigniew Jerzyna


Kliknij, aby edytować nagłówek...

Wiersze o łaknieniu

           Po kilku stronach lektury przyłapujemy się na spostrzeżeniu, że w tych wierszach jest rozmówca. One wyraźnie „są mówione do kogoś”; one „znają swego odbiorcę”. Stąd moja pierwsza konstatacja: poezja Zofii Mikuły jest dialogiem. Nie zawsze przecież tak bywa. Bardzo często liryka wyrasta z takich pokładów samotności, że nie zwraca się już w ogóle w stronę ludzi, a wyłącznie w stronę pustki... Tu, na szczęście – mimo wielu ciemnych akcentów – okna są jeszcze pootwierane i głos chce być słyszalny. Przypomniał mi się w pewnym momencie tej lektury znakomity dystych z Grochowiaka: Mężczyznę zbudzisz, gdy go dotkniesz, kobietę zbudzisz, gdyś dotykać przestał... I jakbym tę regułę czytał tutaj: narratorka tych wierszy chce być „dotykana”, to znaczy istnieć swą wyrazistą osobowością w epicentrum życia. Różnych subtelności używa, by to zamanifestować...

          Odwieczne i naturalne żywioły liryki erotycznej, jakiej i w tym tomie nie brakuje, budzą się w wierszach Zosi w sposób pokrzepiający: prawdziwym dramatem miłości nie są jej niespełnienia, niedosyty, lecz jej brak. Póki miłość wykrzykuje swój głód i swój ból, póty jest. Jest i walczy „o swoje”, jest i nasącza nas oskomą życia i siłami witalizmu, otwiera solipsystyczny świat na kogoś drugiego i na cały ogrom trwania... Tu znowu małe przypomnienie, małe skojarzenie – ten słynny fragment z Dancingu Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej:

Zwiędły suknie i wachlarz z piór strusich,
czas opada jak chmura szarańczy,
wszystko kończy się prędzej niż musi,
gra muzyka, lecz nie ma z kim tańczyć.
Tancerz miły odszedł w dalszą drogę,
gdzie jest, nie wiem, ani wy nie wiecie,
jeśli tu go odszukać nie mogę,
jakże znajdę go w wielkim wszechświecie?

         ...i choć nie zamierzam tych obu poetek tu porównywać, to muszę podkreślić wspólnotę tego charakterystycznego spleenu, jaki budowało te i tamte wiersze. Kiedy jednak czytam teksty wyznaczające najwyższy pułap tego zbiorku ( np. Alienację, Cyklicznie pod rękę..., Penelopę), zaczynam rozumieć po raz kolejny, że sedno kreatywnego życia tkwi w ł a k n i e n i u...

                                                                                                                                                                                                                              Leszek Żuliński

Kliknij, aby edytować nagłówek...

SPOTKANIE Z MIKUŁĄ 

 

 

Szukam nauczyciela 

I mistrza.. 

(Tadeusz Różewicz) 

 

Spotkanie z poezją Zofii Mikuły jest jak spojrzenie w głąb jądra jasności. Poezja metafizyczna, dojrzała i rozmawiająca z czytelnikiem. Urzekła mnie głębia metafor i symboli. Rzadko zdarza się by poeta debiutujący, zagarnął tak bardzo nektar boskiego Parnasu.Nie sposób czytać tomiku Mikuły i nie starać się zrozumieć głębi słów, którymi częstuje poetka. Kuriozalnie, z czułością, smakujemy ambrozję poezji krystalicznej, przemyślanej i czystej. Czasem zabrzmię infantylnie, amatorsko, ale w zderzeniu z tak głęboką poezją, trudno zachować kindersztubę. Tu góruje ONA, a słowo czytelnika ma ją tylko wzbogacić – o ile wzbogacić ją można - … wątpię. Mój spacer po wierszach Zosi, to poszukiwanie mistrza, wzoru, ideału, archetypu. Czasem jest to Spotkanie z Faustem, innym razem milczenie Penelopy, czy tęsknota za krajem lat dziecinnych. Zawsze, podróż po bezdrożach ludzkiej duszy, głębia przeżyć i radość ze smaku wrześniowych truskawek. 

 

Spotykam w tej poezji Fausta. Kim jest? Nauczycielem i mistrzem. Może Kochankiem dawno upragnionym? Przerzutnie, którymi poetka operuje w tym wierszu (Spotkanie z Faustem) wzmacniają wymiar symboliczny. Oto dwoje kochanków nie mogących unieść przyszłości, ale zbyt spragnionych by o niej nie myśleć. I znowu Faust – tak jak u Goethego – musi WRESZCIE zrozumieć. Po raz kolejny, zgłębia prawdę ludzkiego życia. Po raz kolejny rozumie, że nie ma eliksiru na wieczność. Rozumie i zostaje zbawiony. Bohater wiersza Mikuły bardzo poetycko ściska w dłoni kamyk z sandała Małgorzaty i wraca do swojego królestwa. Królestwa poezji, metafizyki. I tylko pukiel włosów kochanki pozwala mu wierzyć w przyszłość bez przyszłości. Ale ten wiersz to również poszukiwanie przez poetkę duchowego przewodnika. Kogoś, kto jeszcze raz nazwie to co nie nazwane, kto pozwoli trwać chwili.

 

Pytaniem retorycznym zaczyna się drugi z kolei utwór poetki. Wierna Penelopa, od wieków stojąca w oknie swego przeznaczenia, jak zwykle cicha i milcząca, wypatruje swego Odyseusza. Trzeba tu zacytować fragment: 

 

Czeka, milcząco wpleciona w żagiel 

połyskujący piaskową bielą 

brzegu odbijającego się w prostokącie 

                                                        Dali 


Odrazu nasuwa się tu stwierdzenie, że słówko „Dali” to homonim. Z jednej strony bezbrzeżna dal, w której utkwione są oczy odwiecznej kochanki, z drugiej surrealistyczne malarstwo Salvadora Dali, którego obrazy to tworzone z niezwykłą precyzją wizje i halucynacje. Penelopa, wpatrzona w dal, niejednokrotnie miała właśnie takie wizje powrotu Odyseusza.  

          Pomiędzy szeptem poezji Mikuły, a milczeniem jej serca pojawia się kielich goryczy, miłości, przeznaczenia (Gościniec). A jak weźmiemy do ręki „Słownik symboli” Álvaro Pascuala Chenel dowiemy się, że kielich symbolicznie łączy się z kobietą, a przez to i z dobrobytem. Zwycięstwem. Czy jednak o to chodzi w utworze Mikuły? Kielich goryczy, który pije bohaterka to raczej moment, w którym uświadamia ona sobie, że czas zapomnieć o kimś, kogo dawno powinna przykryć mgła niepamięci. Oksymoron „przybliżając oddalenie” wzmacnia świadomość nieuchronności tego rozstania. Ale jest jeszcze cyrograf podpisany (choćnie podpisany) przez Kobietę i mężczyznę. Ten osobliwy pakt między dwojgiem ludzi, stosunek seksualnyw najpiękniejszej oprawie choć na chwilę przysłania gorycz tego, co nieuniknione.

 

            I jest też czas w tej poezji, gdy możemy poczuć radość ze smaku wrześniowych truskawek. Czerwień i słodycz tego owocu to miłość i wspomnienie pierwszego uniesienia. Dziś, dojrzalsi o lata doświadczeń, smakują jeszcze raz ostanie tango z szypułkami. I jakby samowolnie, w rytmie tanga, przechodzi czytelnik do wiersza, w którym akt miłosny nabiera rangi symbolu. Jak niegdyś Władysław Podkowiński (Szał uniesieńtak dziś Sofinetka w swoim liryku erotycznym przedstawia magię popędu i naturalnych sił człowieka.

   

Ale nie wszystko jest tak jednoznaczne. Dostrzegam tu również grozę niespełnionych Obietnici żal do mężczyzny, który okazał się zwykłym męskim szowinistą. Jak muszą boleć kobietę słowa: „zadzwonię jak zapragnę kobiecości”? A potem telefon milczy. A ona jeszcze próbuje tłumaczyć. Może tylko numer zgubiłeś? By zaraz potem zatracić się w chocholim tańcu, symbolu mrzonek, iluzji, niespełnienia (Taniec chochoła).  


Idźmy teraz z kochankami alejką Królewskich Łazienek. Wspomnienie romantycznego spaceru łagodzi ból rozstania. Uczucie przerosło kobietę i mężczyznę. Złamana gałąź – symbol nadszarpniętej miłości - z takim zapałem podwiązywana przez Niego, już nigdy nie odzyska swego blasku. Za chwilę przecież ten sam mężczyzna przetnie miąższ (Niełatwo zatracić cechy strzelca) a jabłoń zadrży z rozpaczy po umierającej miłości.  


Poetka wie na pewno jak bardzo my, kobiety, lubimy być oszukiwane. Chwytamy kęsy nibymiłości i radujemy się z każdego życzliwszego spojrzenia ukochanego mężczyzny. Neologizm utworzony przez Zosię z taką precyzją, podkreśla głębię pragnień każdej z nas. W wierszu tym „kłamstwa pachną goździkami” a Pinokio poszukuje siebie. I kiedy spotykamy poetkę na Ulicy dłoni,wiemy już, że prawda jest tylko jedna: TY Zawsze byłeś jej.

 

Ciut dalej, na poetyckim szlaku Mikuły, spotykam wiersze podyktowane jej miłością do człowieka i troską o jego sprawy. Zosia to renesansowa humanistka wyznająca zasadę: Homosum et nihil humanum a me alienum esse puto (człowiekiem jestem i nic, coludzkie nie jest mi obce, Terencjusz). 


Wzruszającyjest obraz nastoletniej Marii (Bezradność), której wspomnienia nie pozwalają żyć. Piękna metafora: Ścigana czerwoną plamą z asfaltu mówi wszystko. Dziewczyna straciła rodziców w wypadku samochodowym. Nigdy nie zapomni krwi i widoku ich śmierci. Już nie umie kochać, nie umie ufać. Jako znak buntu, przeciwko temu co ją spotkało,obcina włosy. To gest bezsilności. 

Za szafą siedmiolatek śni o prawdziwym domu, o kochającej rodzinie. Tymczasem tylko tam, za szafą, może uciec przed ojcem pijakiem. Poetka dostrzega nie tylko problem alkoholizmu, ale przede wszystkim,ból i cierpienie tych niewinnych małych istot.  

Śmierć rodziców ubiera Mikuła w piękną metaforę: 

 

Odjechali w dal 

- biała dłoń, 

- białe lata.  

 

I zostaje sama. Ufa światu jak Mały Książę. Brak ideałów staje się pustką (***). I motorem do tego by zapłacić za miłość (Cykliczniepod rękę z nią). Jednocześnie wzrusza przedstawiony w tym wierszu poetycki obraz. Oto na moście nastolatek prowadzi rozmowę z Ikarem. Niedoszły samobójca, który próbuje zrozumieć czy to ma naprawdę sens? Czy zostanie zauważony? 


            Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w wierszu Mikuły Z żółcią w tle czuć literacką aluzję do wiersza Wisławy Szymborskiej „Pastylka”. Pozór szczęścia, iluzja radości w kolejnym utworze tomu (W pozycji embrionalnej) staje się wymowną puentą: „iluzją bycia homo sapiens”. 

 

            Kolejna bohaterka tomiku to Weronika, która postanawia umrzeć (nawiązanie do powieści Paulo Coelho (Weronika postanawia umrzeć). Przekracza mitologiczną rzekę zapomnienia Lete – suchą stopą. Nie chce pamiętać, że kiedyś miała marzenia. Sztukę latania opanowała do perfekcji. Dziś, jej własne dzieci, wyryły w sercu matki najgorszą z możliwych blizn. 

 

            Poetka zostawia nam również poetycki testament. Mówi: Rozsypcie prochy wśród gór, ale jednocześnie wyraża pragnienie by istnieć we wszechświecie. To takie horacjańskie „exegi monumentum”. Zwłaszcza, że jesień życia otwiera drzwi wspomnień. Wspomnienie matki jest kruche i delikatne jak chińska porcelana. A jakże piękne. Matka szykująca siedmioletnią córkę na pierwszy dzień szkoły, potem szyje jej sukienkę na pierwszą komunię i wreszcie  

 

…ślub w sukni koloru êcru, z koronką 

oczu wyblakłych od fastrygowania bieli 

 

 

Mikuła nie kończy na tym. Jest jeszcze trzecia część tomiku jej poezji. Liryczna, nostalgiczna, miłosna. Ale pozostawiam ją czytelnikom. Niech wezmą do ręki tomik poetki i wraz ze mną pozwolą się skusić wrześniowej truskawce/kobiecie czterdziestoletniej. 


                                                                                                                                                                                                                     Agnieszka Goszczycka



Kliknij, aby edytować nagłówek...

Fragment recenzji Antologii Pstcriptum


…Ostatnią już  prezentowanąw tym krótkim szkicu poetką, jest Zofia Mikuła. Po lekturze kilku liryków zamieszczonych w antologii Postscriptum można by skonstatować swoje odczucia jedną myślą: tylko miłość. Będąc jednak wiernym nieprzypadkowym czytelnikiem pani Zofii, trzeba by dopowiedzieć, że oprócz miłości rozumianej  w kategoriach damsko-męskich, jest też i tęsknota za człowiekiem pojawiająca się prawie na każdej karcie Jej poetyckiego notatnika. To niezwykle głęboka, naznaczona humanistyczną myślą twórczość, czego przykładem jest ta niewielka próbka poezji autorki, jaką poczęstowała nas a tej publikacji.


Wiersze te mówią obrazami, tworząc plastyczne kreacje różnych sytuacji dziejących się między dwoma bliskimi sobie osobami. Frapują delikatnością i sposobem prezentacji uczuć,często wyrażających się przecież w wielu dramatycznych spięciach.  Między te emotywne przedstawienia autorka wkłada płynące spokojnym strumieniem słowa, które tworzą niezwykle ciepłą scenerię. Tak więc mamy kwiat różowej wiśni, chłód lipowego drzewa (Literatka), jabłka w przepełnionych koszach (Rządzą nami ciała niebieskie), żółte płomienie liści (wiersz o jesieni). Taki rezerwuar obrazów tworzy klimat wyjątkowego nastroju i subtelności, mimo że tekstualna strona prezentowanych liryków traktuje w dużej mierze o tęsknocie, samotności, niespełnieniu. Ukazaniu tego wyciszenia, spokojnego szeptania o miłości sprzyja także strona formalna wierszy,cechująca się prostotą wyrażoną w oszczędności słowa. Jak się okazuje figura przemilczenia Może być niezwykle pojemna, o czym dobrze wie autorka i ci, którzy śledzą jej kolejne poetyckie próby.


                                                                                                                                                                                                                       Anna Nogaj



Kreator stron www - przetestuj!